czwartek, 19 maja 2016

Foncebadón

Zegar na wieży ratusza wybił siódmą. Trzeba było opuścić Astorgę i ruszyć w góry. Musiałem wdrapać się z 870 m n.p.m. na 1439 m n.p.m. Jakieś 25 km powolnego, ale niemal nieustannego podchodzenia pod górę. Po drodze minąłem kilka maleńkich wiosek, które pamiętają początki Camino.
Wszystko wzniesione z miejscowego kamienia. Wzniesionych było, bo znaczna część zabudowań popadła w ruinę. Ale widok niezwykły, bo bardziej to chyba Szkocję przypomina, niż Hiszpanię.
W Rabanal del Camino zjadłem niewielki, ale bardzo przyjemny obiadek. W lokalnym barze główną ozdobą ścian są banknoty z różnych stron świata. Jest i nasz Ludwik Waryński.
Pożarłwszy placek z tuńczykiem, cebulą, papryką i pomidorami pomaszerowałem dalej. Z wielką radością przyjąłem, że większość peregrinos została na noc w Rabanal. Szczególnie tych, którym bagaż wiozą taksówki.
Na szlaku było niemal pusto. A wokół góry!!! Góry!!! Trochę dziwnie, bo bez świerków, buków, jaworów. Sosny pachną, jak w domu. Cisza. Tylko świerszcze, skowronki, czasem kukułki jakieś. Od czasu do czasu wilgi krzyczą "Buen Camino!". Po co się spieszyć? LIBERTAD!!!
I drżą tylko zioła na wietrze, strumyk szemrze. LIBERTAD!!!
Doszedłem do Foncebadón. Oczom nie mogłem uwierzyć. Ponad ruinami wsi, ponoć kiedyś na tyle ważnej, że w pierwszej połowie X w. zwołano doń synod kościelny, wznosi się zaledwie kilka budynków. Gać podaje w przewodniku, że żyje tu 10 stałych mieszkańców.
Z jednej strony płaskie z tej perspektywy Castilla y León, z drugiej góry Irago. Jak tybetańska osada. Trudno wyzbyć się takiego wrażenia.
Zadekowałem się tu na noc. Gdzież by indziej. LIBERTAD!!!
Nawet nie próbuję myśleć o jutrzejszym wschodzie słońca...

19 maja. Chyba dostanę dziś w kość.

Na dziś plan minimum. 26 km.
Start: Astorga 873 m n.p.m.
Meta: Foncebadón 1431 m n.p.m.