Ciche i ospałe miasto. Brzemienne historią. Obejrzawszy z grubsza starą część miasta, opuściłem tym razem muzeum diecezjalne :-)
Poszedłem do Museo Romano.
Tam wprowadzeniem do zwiedzania może niezbyt okazałej ekspozycji jest film, którego bohaterami są Lyda i Taumasto. Romantyczna historia o parze niewolników... SIT TIBI TERRA LEVIS.
A potem tzw. Droga Rzymska.
Ślady forum, mury obronne, termy, mozaiki...
Ponad 2000 lat na wyciągnięcie ręki. Jest dreszczyk emocji!
środa, 18 maja 2016
Astorga, czy Asturica Augusta?
18 maja. Do Astorga.
Próbuję, staram się ze wszystkich sił rozumieć moich towarzyszy podróży, ale jeśli ktoś wstaje o piątej, szykuję się, je śniadanie i wszystko to tak, by inni nie mogli już spać, a potem siedzi 3 kwadranse, bo za ciemno, żeby wyruszyć w dalszą drogę, to tego no entiendo. Jet lag? Po 3 tygodniach? Bij, zabij!
Nic to. Dzisiejszy odcinek nareszcie był przyjemny.
Co prawda pierwsze 6 km znowu wzdłuż głównej drogi, ale potem... Bosko. Przepiękne widoki, i te blisko, i te daleko, na ośnieżone szczyty Gór Kantabryjskich. Dwie nieduże wioski po drodze. W jednej z nich, w objazdowym sklepie z pieczywem nabyłem chrupiącą bagietkę, która zresztą zniknęła w ciągu kilku minut. Mleko by się do niej przydało. Przypomniało mi to jak w poprzednie wakacje moja droga Sylwia Wie, w zagubionej w Beskidzie Niskim wsi, zapytała pewną staruszkę o sklep. "Sklep? Tak, jest... we wtorki, czwartki i soboty." ;-) "Ale jak to?" A no właśnie tak.
Nacieszyłem oczy. Cisza i spokój. Pogoda taka w sam raz na wędrówkę. Słonecznie, ale nie gorąco.
Powyłaziły ze swoich kryjówek jaszczurki. Jaszczury ogromne jakieś. Pszczoły też ogromne na kwiatkach się pasą. Zioła rozmaite kwitną i pachną nieziemsko. Znów było wysoko i drzewa jeszcze bez liści. W wioskach bez kwitnie, kalina i tulipany. Kolejna wiosna w tym roku.
W Astordze szybki prysznic, pranie i w miasto! Na obiad arroz negro, ryż z krewetkami, grzybami i atramentem z ośmiornicy. Do tego cytryna i kwaśna śmietana. Mmm...
A teraz kawę i zwiedzanie.