niedziela, 22 maja 2016

22 maja. Galicia.

Planowałem na dziś tylko przejście do O Cebreiro. 18 km. Tyle, że 720 m do góry i to praktycznie na 7 km.
Rano zaczął padać deszcz, ale na szczęście szybko mu to się znudziło.
Kawę wypiłem po drodze, bo gdy wychodziłem ze schroniska, całe Trabadelo jeszcze spało.
Przez 10 km droga prowadziła doliną, raz to po jednej, raz po drugiej stronie rzeki. Wioska za wioską jeszcze w porannym półśnie, tylko kogutom się zebrało z całego dzioba zakłócać spokój.
Już przyzwyczaiłem się do tutejszego krajobrazu. Na początku przy każdym gotyckim kościele robiłem dziesiątki zdjęć. Teraz to i romański nie każdy wzbudza zainteresowanie. "Znowu XII w."
Ale dziś niewiele zabytków po drodze minąłem. Ruiny zamku strzegącego niegdyś bezpieczeństwa pielgrzymów, mostek średniowieczny... tyle. Ale nie o zabytki dzisiaj szło. Wszędzie góry. W dolinach góry nad głową, w górach doliny u stóp. Piękne widoki, rozległe panoramy i przestrzeń olbrzymia.
Ostatecznie pożegnałem Junta Castilla y León. Zaczęła się Galicia. Tu dopiero góry po horyzont.
Miałem zakończyć marsz w O Cebreiro, ale że wcześnie było a i zimno jak diabli, to założyłem jeszcze jedną koszulkę, polar, kurtkę i pomaszerowałem dalej...
W sumie przywędrowałem do Fonfría. Bieda z nędzą. Ale góry... Rozległe szczyty porastają wrzosowiska, tyle że nie z wrzosem, a wrzoścem, który o tej porze roku tu jest w pełni kwitnienia. Toteż góry pokrywa barwna mozaika zielonych pastwisk i fioletowych (wrzosowych) wrzosowisk. Czasem wkomponowane są w to wszystko żółte łany janowca.
Chce się wędrować.
W schronisku zrobiłem małe pranie, bo już było źle ;-) Tak sądzę...
Teraz lulu.
Licznik wskazuje 143 km do Santiago. Ale jutro chciałbym przejść odcinek alternatywny, co wiąże się z dodatkową siodemką.