Zostawiłem plecak w schronisku, zabrałem worek z wczoraj kupionym jedzeniem i od rana pomaszerowałem na plażę. Idąc do Muxii widziałem jedną, całkiem atrakcyjną, piaszczystą. Rozłożyłem się na piachu i wtedy olśniło mnie, że krem przeciwsłoneczny został w plecaku. Przyzwyczaiłem się, że wszystko mam przy sobie, znaczy się, że na plecach. Pomyślałem, że może nie będzie tak źle. Ale teraz... czuję na plecach to dzisiejsze słońce.
Po pierwszej zebrałem się, bo autobus do Santiago o 14.30.
Dobrze mi w tej Muxii było. Trochę starych wspomnień z Irlandii zaczęło krążyć po głowie. Przytulne miasteczko.
Z autobusu jeszcze kilka razy widziałem ocean.
Jadąc do Santiago, autobus przejeżdża przez Negrerię. Widziałem pielgrzymów siedzących przed kawiarnią, przy tym damym stoliku, przy którym ja kilka dni temu piłem poranną kawę... Dziwne uczucie.
Już nie byłem jednym z nich.
czwartek, 2 czerwca 2016
2 czerwca. Plaża i powrót do Santiago.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz