środa, 25 maja 2016

25 maja. Do Palas de Rei.

Myślałem, że jeśli wyjdę możliwie wcześniej, to na szlaku będzie luźnej. Ale zwiodła mnie café con leche. Jak syreni śpiew dźwięk młynka i zapach kawy wciągnęły mnie do baru. No i po luzie... Od rana pełno ludzi. Co było później, nawet nie próbuję sobie wyobrażać.
Poranek przyjemnie chłodny, niebo częściowo zachmurzone, wschód słońca, jak to ze wschodami słońca jest, piękny.
Wg przewodnika góry już dawno powinny być za mną, ale krajobraz, który mnie otacza, do złudzenia przypomina Beskidy. Dźwigany przeze mnie przewodnik p. Gacia z dnia na dzień traci w moich oczach. Autor rozpisuje się na temat każdej starszej kapliczki, a osadzie celtyckiej poświęca zaledwie jedno zdanie. Mogę przypuszczać, że gdyby nie chęć wytłumaczenia źródła nazwy miejscowości Castromaior, zupełnie temat by odpuścił. Tak czy siak, w sąsiedztwie wsi znajduje się jedno z najważniejszych stanowisk archeologicznych w północnej Hiszpani. Świetnie zachowane, wspaniale zrekonstruowane. Grodzisko zasiedlone od IV w. p.n.e. do I w. n.e. Zasiedliłem je ja na pół godziny, a że jest oddalone o 100 m od głównego szlaku, to mogłem być pewien, że nikt tam nie zajrzy. (dramat!) Co ciekawe, szlak został kilka lat temu przesunięty tak, by strudzonych wędrowców wręcz wepchnąć na to grodzisko, ale nie zadziałało.
Żeby trochę odciąć się od moich towarzyszy podróży, włączyłem muzykę i z dziełami Smetany w wykonaniu Filharmoników Wiedeńskich maszerowałem dalej ciesząc się okolicznościami przyrody.
A pisząc o muzyce... do końca wyjazdu nie położę się do łóżka bez słuchawek. Takiego ognia panowie dali poprzedniej nocy, że szyby w oknach drżały. Spać się nie dało.
Po dwunastej dotarłem do Palas de Rei, miejscowość kiedyś ważnej, ale ślady tej świetności dawno zatarł czas.
Wg mojego licznika do Santiago zostało 68 km.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz