Największą obawą związaną z Camino była zdolność komunikowania się. Oczywiście problem był, ale tylko we Francji. Taka chyba natura. W Hiszpanii zupełnie problemu nie ma. Hiszpanie chcą się dogadać i każde środki są do tego dobre.
Nie wszyscy znają angielski, a wtedy potrzebna jest pomoc techniki. Słownik, translator bywają w użyciu. A czasem wystarczy komunikacja pozawerbalna lub dźwiękonaśladownictwo.
Dla przykładu.
W Carrión de los Condes trochę się pogubiłem. Z resztą nie tylko ja. Poprosiłem o pomoc przechodzącą kobietę, która zupełnie nie rozumiała o co chodziło, ale słowo Camino naprowadziło ją na trop. Skinęła ręką - znaczy się "chodź!". Przyłączył się do nas zbłąkany rowerzysta. Pani spojrzała na mnie, na niego i bez użycia słów wyraziła opinię na temat "caminowców" pieszych i rowerowych. A to tak było. Spojrzała na mnie, wskazała na nogi, plecak, a potem wydając dźwięki mmm, uuu, ooo, podniosła rękę do góry. Zupełnie inaczej wyraziła się o rowerzyście. Pokazała palcem rowerzystę, rower i kręcąc głową wydała kolejno dźwięki mmm, e, e, e! I wiadomo było o co chodzi. Ale rowerzysta dłużny nie został, poklepał ręką po ramie roweru i wydając dźwięk hmmm mrugnął okiem do pani i też wiadomo co miał na myśli.
Nie co inaczej było za Ponferradą. Maszerujący w pobliżu mnie Hiszpan bardzo chciał mi pokazać właściwości kopru włoskiego. Ułamał łodygę, podzielił ja na pół, jedną cześć wziął do ust, zaczął rozgryzać i mlaskać. Podał mi drugi kawałek i wykonując kilka prostych gestów dał do zrozumienia, że mam zrobić to samo. Takżem i uczynił. Kiedy chciałem połknąć rozgryzione włókna, pan pokiwał negująco palcem, po czym zaczął pluć zieloną sieczką. Dalej w pierwszej kolejności ziejąc jak pies a potem kręcąc głową poinformował mnie, że sok z łodygi kopru gasi pragnie. Następnie jął głęboko wdychać i wdychać powietrze przez usta - odświeża oddech.
Na koniec przystąpił do demonstracji działania przeciwwzdęciowego... ;-) Czad!
Podobnych przykładów, może nie tak spektakularnych, można by mnożyć.
Zawsze zostaje pokazywanie palcem.
Ale najważniejszy jest uśmiech. Od niego zaczęta rozmowa zawsze kończy się dobrze (w Hiszpanii).
Ponieważ ludzie z całego świata idą Camino, to i języków mnogo. Dominują: hiszpański, angielski, włoski i francuski, portugalski ale i japoński, za pomocą którego nie można się dogadać.
Wpisując się do książki w jakimś zwiedzanym kościele przejrzałem kilka kartek. Na prawdę są tu ludzie z całego świata. Brazylia, Peru, Meksyk, Stany Zjednoczone, Canada, Australia, Nowa Zelandia, Japonia, Korea, Chiny i niemal cała Europa. Słowianie słabo wypadają. Oprócz mnie spotkałem dwóch Polaków, Czecha, trójkę Ukraińców.
Generalnie jeden wielki tygiel ludzi i języków.
Jest super. Jest moc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz