środa, 11 maja 2016

Droga do Burgos.

Zimno jak diabli. 7 stopni, odczuwalne... 1 stopień. Pomyślałem, że zabłądziłem. To chyba Szkocja, bo nie Hiszpania.
Droga nudna. W sumie plan obejmował tylko dojście do Burgos, 20 km. Nic ciekawego na trasie.
Najgorsze jednak było przejście przez przedmieścia. Najpierw 3 km przez strefę przemysłową, potem 3 przez blokowisko. Coś okropnego. Kto wytyczył trasę w takim miejscu? Na poprawę humoru wszedłem do warzywniaka. Nic tak nie poprawia samopoczucia, jak porządny sklep z warzywami. Nawet udało się mi kupić... No właśnie co? To będzie kolejna zagadka. Tak, czy owak, owoce te przywołują dobre wspomnienia.
W Burgos pogoda poprawiła się. Słońce! I nadal zimno.
W Albergua Municipal szybkie pranie, prysznic i w miasto.
Starówka cukiereczek.
Poszedłem do katedry. 2 godziny zwiedzania to mało. Zatonąłem w wieku XV, XIV... aż po ślady z IX. Niewiarygodne dzieło sztuki architektektonicznej, rzeźbiarskiej i malarstwa.
To trzeba zobaczyć i poczuć. Tego nie da się opisać. Przewodnik, który temu poświęcił kilka stron... Bryk to nędzny.
Potem już do baru na małe urodzinowe co nieco :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz