Równo o 7.30 wparadowalem do kawiarni. Przekonany, że wśród najróżniejszych słodkości za ladą ukrywa się mój placek po baskijsku. No to zaczynam dialog łamanym angielskim, że mój kolega z Paryża, Eduard, polecił mi spróbować ciasto po baskijsku. I oczywiście do tego podwójne espresso. Pani grzecznie wysłuchała co miałem do powiedzenia i odrzekła: No entiendo! Co kurde? Kobieto, wiesz ile mnie te kilka zdań kosztowało? Wysil się. Odpaliłem słownik hiszpańsko - polski w telefonie i ponawiam atak, tym razem z oprawą multimedialną. Widać, że telefon stary i wrażenia nie zrobiłem. No entiendo!
Spróbowałem jeszcze podać francuską nazwę - ostatnia deska ratunku. No entiendo!
Kapitulacja!
Pani ze szczerym uśmiechem pokazała co jest za ladą i tyle.
Widzę, że pod kloszem czai się jakiś podejrzany placek. Z wyglądu nic nadzwyczajnego, ale liczy się wnętrze. Poza tym nie wiem jak może wyglądać ciasto basków. Pytam Panią co to jest. I zanim zaświeciła mi się w głowie lampka "No entiendo!", to coś było już w mikrofali. Super! Podwójne espresso i placek niespodzianka. Błyskawiczna kawiarka pokazała mi koszyk z cukrem i potrząsając nim nakazała wziąć opakowanie. Wziąłem trzcinowy, ponoć zdrowszy. Zabrałem kawę, ciepły placek i usiadłem przy stoliku. Posłodziłem kawę i wtedy się ocknąłem. Przecież ja kawy nie słodzę! Nie cierpię słodkiej kawy! Ale to był początek kawiarnianego dramatu. Wziąłem kęs placka. Co to jest? Całość to jakby upieczona masa jajeczna, a w środku ziemniaki, cebula i jeszcze coś. Ależ kompozycja, słodkie espresso i chyba suflet z ziemniakami i cebulą. Czyż nie o tym marzyłem? Wypiłem, zjadłem, bo co ma się marnować i poszedłem dalej.
piątek, 6 maja 2016
Wizyta w cafetería.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz