Założyłem, że dotrę dziś do Ciraugui. Dobrze byłoby zrobić trochę ponad 30 km. Zarówno widoki, jak i przyroda, ale i architektura dodawały sił. Leżące po drodze Puente la Reina to istny cukiereczek. Stare kamienice, ciasne uliczki, bruk i most nad rzeką. Puente la Reina - Most nad rzeką. Dalej droga prowadziła przez gaje oliwne, winnice i pola zielonego jęczmienia. Zupełnie zapomniałem, jak pachnie młode zboże. Heh, zapach dzieciństwa.
Ostatkiem sił wdrapałem się na wzniesienie i oczom ukazało się miasto na wzgórzu. Ciraugui. Ciasna stara zabudowa szczelnie wręcz okleiła niewielką górę, a nad wszystkim górował gotycki kościół. Wokół mozaika winnic, gajów oliwnych i pól.
Kiedy ostatkiem sił szedłem pod górę, obiecywałem sobie, że jeśli w ciągu 3 dni namiot nie będzie w użyciu, odsyłam go do domu. Po co to targać? Czy ja osłem jestem? (No! Nie oczekuję odpowiedzi!)
Gdy przekroczyłem granicę miasteczka rozdzwoniły się dzwony. Nawet pomyślałem sobie: To się nazywa wejście! Siódma była ;-) Potem rozszczekały się psy.
A kiedy dotarłem do albergue, właścicielka, tonem jakby co najmniej piąty raz do mnie mówiła, oznajmiła: No bed! No bed! Rytmiczne włączyła się w szczekanie psów. Poradziła mi, żebym wsiadł w autobus i wrócił do Puente la Reina. Oszalała! Sama sobie tam jedź!
Może choć prysznic? No shower! No shower! Zapytałem o namiot. Tak, mogę rozbić, za miastem. Kilometr za miastem. Wszędzie mogę. Pomyślałem ciepło o pani. Czy ona kiedykolwiek nos z tego miasta wystawiła? Wszędzie kamienie, albo pola, winnice itp., albo krzaki.
Musiałem przejść jeszcze 4 km, żeby znaleźć miejsce nadające się do rozbicia namiotu.
Teraz namiot stoi nad rzeką - Namiot la Reina! Kolacja zjedzona. Cisza nocna. Druhna Komendantka Leokadia i Druhna Kubacka pewnie by coś dodały od siebie, że tropik nie tak, szpilki za bardzo wystają, a może nie. Teraz spać. Niech tam sobie słowik śpiewa.
piątek, 6 maja 2016
Miasto na wzgórzu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
:)
OdpowiedzUsuń